Ile to zajmie?
Ile to zajmie? Przyśniło mi się, że to o tym teraz muszę napisać, więc piszę. A co mi się przyśniło? Albo przypomniało? Taka scena z przeszłości. Julcia, lat około 17, która maluje sobie oczy jedną ręką, a drugą usta. I mówi: Boże, mamo, sprawdź czy ciasto się nie przypala, bo coś śmierdzi. - Ciasto? - No, muszę zanieść na zbiórkę. A teraz jeszcze muszę zjeść, pojechać po stroje na Woronicza i do druha jeszcze potem… No a na próbie muszę być o 16. - Ale jest 14 – mówię. - To się nie zdąży? – podnosi na mnie jedno umalowane oko. Nie zdąży, za cholerę. Przecież sama podróż na Woronicza w dwie strony to dwie godziny. Jak w szkole Julcia zawsze miała specyficzne podejście do czasu, ale kto nie miał. Bo i kto miał nas tego nauczyć? Człowiek cokolwiek zaczynał z tego rozumieć po dwudziestce. Albo po trzydziestce. Albo nigdy. W szkole wszystko mieliśmy poukładane w lekcje. Było wiadomo, że jest siedem lekcji, każda po czterdzieści pięć minut. Potem było wiadomo, że robi s