Wielkie upodlenie albo katharsis
(Ilustracja: prettysleepy1 , Pixabay) Bardzo dużo w tym roku zastanawiałam się nad sensem świąt. Nie zrozumcie mnie źle – nie chcę obrażać niczyich uczuć religijnych ani tradycji. Sens świąt jako celebracja narodzin dzieciątka i więzi rodzinnych jest dla mnie oczywisty. Jednak gdy już w listopadzie słyszę o dzwoneczkach sań i czerwononosym reniferze, a od wydawcy, że ostatnim terminem na wydanie książki jest październik, bo potem to już tylko świąteczne, zaczynam myśleć, że coś w tym wszystkim jest nie tak. Ja nawet lubię święta, ale… Dlaczego już na początku grudnia najchętniej bym wsiadła w pierwszy samolot do Bajabongo? Po pierwsze – monotematoza . Jako osobę o wielu zainteresowaniach, lubiącą zmiany, wciąż nowe bodźce i mieć wybór, która umiera, gdy ma jedną herbatę do picia czy jedną książkę do czytania i właściwie jest monogamiczna tylko w związku, przeraża mnie ten czas grudniowy, gdy wszyscy mówią o jednym. Gdzie spędzac