Posts

Showing posts from March, 2019

Dlaczego nikt dziś nie lubi ludzi Renesansu?

Dlaczego nikt dziś nie lubi ludzi Renesansu? Zawsze w Pearsonie, mojej pracy-matce, śmieliśmy się, że cała nasza wiedza pochodzi z podręczników, które redagujemy. Ewentualnie jeszcze z Wyborczej. Dużo w tym prawdy i to jest oczywiście ta wartość dodana, bo jak człowiek zajmuje się podręcznikami to chce czy nie chce czyta teksty o różnych rzeczach i jest to w dużej mierze inspirujące. I tak wczoraj, redagując jeden z nowych rozdziałów podręcznika do liceum, natknęłam się na rzecz niezwykle inspirującą, a mianowicie fragment książki Emilie Wapnick „How to be Everything” (w dosłownym tłumaczeniu: „Jak być wszystkim”). Potem obejrzałam jeszcze jej mowę na Ted Talk i to było dla mnie objawienie, coś, czego przez lata nikt mi nie powiedział, więc dzielę się tym z Wami. Emilie wychodzi od swojej własnej historii. Kiedy ktoś pytał ją o zainteresowania, miała problem i wcale nie dlatego, że tych zainteresowań nie miała, ale dlatego, że miała ich zbyt dużo. Lubiła matmę, sztukę, robił

Ośmiornica czy rekin?

Ośmiornica czy rekin? Po ostatnim poście, z którego można było wysnuć prosty wniosek: „Spiesz się, drugiego życia nie będzie”, kilka osób powiedziało mi, że to wszystko nie jest takie proste, bo gdyby było, dawno by to zrobili, co naprawdę chcą zrobić, a nie wahali się w nieskończoność. Brakuje sprzyjających warunków, wszędzie kłody pod nogi, nie ma jak w ogóle ruszyć z miejsca. Decyzja wydaje się po prostu zbyt trudna. Pewnie. Gdyby to było proste, wszyscy by to robili, a tylko nieliczni decydują się na zwrot o 180 stopni i zmieniają swoje życie. Nagły zwrot przeraża, to po pierwsze. Rzucenie wszystkiego i postawienie na jedną kartę wydaje się po prostu zbyt drastyczne, szczególnie, że musimy coś jeść, gdzieś spać, i to raczej pod zadaszeniem. Wymaga to też jakiejś jednak pewności siebie, choć muszę powiedzieć, że strategia, którą na potrzeby tego postu nazwałam strategią rekina , ma swoje plusy. Koncentracja na celu często się opłaca. Oglądam film, na którym rekin, upatrzywszy

Syndrom krótkich wakacji

Syndrom krótkich wakacji Tygodniowe wakacje na jednej z greckich wysp. Znacie to. Pierwszy dzień właściwie się nie liczy, człowiek umordowany, bo i lot był opóźniony, i transfer zajął więcej czasu niż miał, i w pokoju brakowało jednego łóżka, i okazało się, że brak bankomatu, a więc i gotówki skutecznie wstrzymał dopływ wina do kolacji. Pierwszy dzień się nie liczył. Drugi też nie, bo trzeba było obczaić, gdzie na plażę lepiej, gdzie gorzej, zająć leżak na basenie, wypróbować okoliczne bary. Właściwie nikt jeszcze nie odpoczął. A jeśli co pewien czas jakieś dziecko prosiło: chodźmy na lody! chodźmy na trampolinę! kupmy dinozaura do pływania!, to się mówiło: nie dzisiaj, jutro. Jutro pojedziemy, kupimy, zrobimy, przecież rozkręcamy się dopiero, a ty byś chciała wszystko od razu. Ktoś nieśmiało proponował, żeby może pojechać gdzieś, coś zobaczyć, ale mówiliśmy, że może nie dzisiaj, tak i dzisiaj i przez następne trzy dni. Potem próbowaliśmy, ale nie zawsze się nam chciało, w końcu