Do nieba, do piekła


Do nieba, do piekła czyli (tak zwane) mocne i słabe strony




Żadne drzewo nie wzrośnie do nieba, jeśli jego korzenie nie sięgają do piekła.
Carl Gustaw Jung

Bardzo lubię ten cytat, użyłam go nawet jako motto w jednej z moich książek. Tam chodziło mi  
o to, że wielkie szczęście często ma źródło w wielkim nieszczęściu, albo (i) o to, jak działa na nas nasza własna historia osobista i rodzinna.
Teraz – bo nie chce mi ten cytat wyjść z głowy – zaczynam rozumieć go jeszcze inaczej. I pragnę go użyć w  odniesieniu do tego o czym często mówią różne poradniki psychologiczne i motywacyjne. Wciąż jesteśmy zachęcani do odnalezienia w sobie naszych mocnych stron. Bo przecież każdy je na pewno ma, tylko nie potrafi odszukać. Po ich odnalezieniu należy je wspierać. A te słabe strony oczywiście rugować.
Weźmy, powiedzmy, pewną panią, nazwijmy ją Marlena, bo czemu nie.
Marlena jest, powiedzmy, nauczycielką przyrody. Lubi i zwierzęta i dzieci, wrażliwa jest na krzywdy jednych i drugich, dzieci ją kochają, i te szkolne i własne. Każdego przytuli, wyczuje zły nastrój.
Ale Marlena ma problem. A raczej problemy. Jest mało asertywna, za to przewrażliwiona. Co mąż jej złe powie słowo, to ona zaraz płacze po kątach. Powinna coś z tym zrobić, przecież tak nie można żyć. Wzmacniać powinna dobre cechy, ale wyrzucać te złe. Czyli powinna zachować wrażliwość, ale stać się niewrażliwa. Empatia i dobre podejście do dzieci to pochodne wrażliwości, tak samo pochodną wrażliwości jest przewrażliwienie, niestety. Tak zwane mocne i słabe strony często mają jedno źródło.
Podobnie jest ze Stefanem. Świetny z niego szef, zawsze wszystko załatwi dla zespołu, ostro przenegocjuje każdy kontrakt. Ale w domu czasem bywa wybuchowy, trochę może zbyt apodyktyczny. No i żonie się to nie podoba. Mówi: Stefanku, taki to możesz być w pracy, ale w domu to musisz być zupełnie inny. I co? Guzik. No i powiedzmy, że żona Stefanka namawia go, żeby się uspokoił. Może dorzuca usypiaczy do kolacji? I Stefanek staje się do rany przyłóż, tyle, że z pracy go wyrzucają, bo się już nie nadaje. Często nie da się wytępić słabych stron tak, by nie ucierpiały mocne.
Ile razy słyszałam od rodziców: Ona zawsze musi postawić na swoim! Tak, w wieku nastoletnim taki dzieciak może dać się nam we znaki. I tępić to będziemy, tępić. Bo nie, nie będzie tak jak ty chcesz. A potem dziwimy się, że dziecko nam w wieku dorosłym jakby oklapło, mieszka z nami, choć już jest po trzydziestce, bo boi się znaleźć lepszą pracę, albo poprosić o podwyżkę. Źródło wyschło.
To może się wydawać nieprawdopodobne, ale często cechy wydawałoby się przeciwne biorą się z jednego źródła. Kiedy odchodziłam z korporacji, wszystkim podarowałam swoje tomiki wierszy. pamiętam jeden z komentarzy: Jak to możliwe, że taka wesoła osoba pisze takie smutne wiersze? Najwięksi komicy bywają najbardziej smutni – chciało mi się odpowiedzieć. I poprosić, żebyśmy nie widzieli w tym huśtawki nastrojów, tylko jedną cechę, którą można nazwać być może ‘emocjonalność’, czy jak tam sobie chcecie.
Dlatego jestem przeciwna myśleniu o człowieku jako o źródle dobrych i złych cech. Takich, które ludzie zwykle wymieniają jako pewien zbiór. Na przykład: zdolny, ale leniwy, wesoły, niefrasobliwy, i tak dalej. Co to w ogóle o nas mówi?
Jesteśmy jak drzewa. Liście sięgają do nieba, a korzenie do piekła. 
Jeśli liście to cechy, które umownie nazywamy dobrymi, to niech korzenie będą tymi ‘złymi’. Nie ma drzewa bez korzeni, ale i same korzenie też nie są drzewem. Całość zawsze tworzy czarne i białe, dół i góra, wklęsłe i wypukłe. Tyle, że już pewnie zastanawiacie się, po co w ogóle ten wywód.
To jest, jak sama nazwa wskazuje, blog, który uczy, jak nie zwariować. Czyli: jak pracować, żeby się nie zabić, jak kochać to, co się lubi, jak się w tym odnaleźć, i wreszcie (być może, trochę), jak osiągnąć sukces – niezależnie od tego, jak go rozumiemy.
Nie jestem psychologiem i zapewne nie wymyśliłam nic mądrego, ale sprawdziłam w praktyce ten rodzaj samo- czy cudzo- analizy, która nie wartościuje, tylko szuka źródła. Polega on w skrócie na szukaniu źródeł cech, które my lub inni uważamy a niewłaściwe, i znajdowania tych dobrych rzeczy, które możemy z tych źródeł wyciągnąć (o ile jeszcze ich nie znaleźliśmy). Ponieważ niepogodzeni z sobą nigdy nie będziemy szczęśliwi, należy wzmacniać źródła i skupiać się na tym, co dobrego z nich wynika. Tak, jak patrząc na drzewo jednak skupiamy się na liściach i owocach, a nie tych piekielnych korzeniach.
Podam teraz przykład takiej analizy.  

Cecha do ‘wyrugowania’:Skłonność do nieporządku, chaosu, bałaganu.
Jedyny mąż, jakiego krótko miałam, bardzo tego nie znosił. Jak można żyć w takim chaosie? Całe życie się wstydziłam. Całe życie z tym walczę, jakoś (bo nie, nie chodzi o to, żeby nigdy nie walczyć: w ograniczonym zakresie oczywiście tak, tylko przestać się biczować).
Z czego może wynikać chaos?
Z braku energii do sprzątania. Nie, odpada. Mam wysoki poziom energii.
Z tego, że mam a dużo na głowie. Tak, ale to nie jest cecha.
Z tego, że dużo rzeczy ogarniam naraz. Tak, bliżej, ale to nadal nie jest cecha.
Z wielozadaniowości? Prędzej. Może to to. Tak jak mówię – nie jestem psychologiem, to wywód zwykłego człowieka.
Wydaje mi się, że u mnie – bo u każdego to będzie inaczej, chaos wynika z tego, że robię naraz wiele rzeczy i skupiam się na wykonaniu zadań, a reszta wydaje mi się nieistotna.
Moim zdaniem paradoksalnie wiele osób, które mają wokół siebie chaos, świetnie potrafi się skupiać na rzeczach ważnych. Umiejętność koncentracji uwagi wydaje się dobrą cechą, ale bywa, że przejawia się nie tylko w tym, że nie zauważamy, co się dzieje na naszym biurku, ale też wśród najbliższych. Nie tylko tym, że potrafię spalić jajka na miękko, ale mogę nie zauważyć, że dziecko do mnie mówi od pół godziny. Za to jest w tym mnóstwo dobrego, bo skupienie się na pracy przynosi efekty. Nie mogę mieć wszystkiego: być i skupiona na tym co robię i uważna na wszystko inne. Tak się nie da. Chcę potrafić się skupiać. Nie wyrzucam więc wszystkiego do kosza. Dopieszczam umiejętność skupiania się, ale piszę na kartce: ogarnąć biurko, zadzwonić do mamy, zrobić pranie. I wykonuję rzeczy, które dla większości ludzi nie są prawdziwymi zadaniami, jak zadania, na których trzeba się skupić.

To nie zawsze jest łatwe.
Takie na przykład tak zwane ‘lenistwo’ – jakie jest jego źródło?
Mogą być różne. Niski poziom energii na przykład. Brak poczucia sensu. Ale też zainteresowanie rzeczami, których inni nie uważają za pracę. Albo potrzeba napędu, nagrody.
A co z tego można wyciągnąć dobrego? No, to właśnie zależy od źródła.
Leniwy uczeń może przecież okazać się geniuszem, historia zna wiele takich przypadków. Po prostu był zainteresowany tylko tą jedną jedyną rzeczą. Której w szkole być może w ogóle się nie uczył. Jego cechą była skłonność do motywacji wewnętrznej. Kiedy jej brakowało, nie był w stanie nic robić. Tacy ludzie muszą wierzyć w to co robią. Są jednocześnie leniwi i pracowici. Paradoks?
Znowu ten leniwy ale towarzyski koleś to ktoś umotywowywany przez przyjemność przebywania z innymi. Dla niego samodzielne wkuwanie czegoś, co jest na papierze, to męka. Za to być może jest serdeczny czy empatyczny.
No, a ten, który po prostu nie ma siły? Tak, znam takich ludzi. Niski poziom energii w ogóle będzie oznaczał niski poziom energii do pracy. Ale też do kłótni, zamartwiania się. Jednym słowem, to może być osoba dość stabilna i nietoksyczna. Jeśli tylko nie dostanie pracy ponad swoje niewielkie siły, będzie i ona szczęśliwa i inni z nią.
Cały czas myślę, że warto poszukać właśnie tych głębszych cech, tych, które dają nam te nasze dwa oblicza. Te nasze liście i te nasze korzenie.
I że warto poszukać tych cech w innych ludziach, a szczególnie w naszych dzieciach. I nie mówić już nigdy: Cieszę się z twoich sukcesów sportowych, żebyś tylko nie była taka uparta jak kozioł! Ona jest taka miła, ale strasznie przewrażliwiona! Ambitna, ale wrażliwa na krytykę! Och, to taki kreatywny chłopiec, ale żeby częściej sprzątał w pokoju!
A przede wszystkim nie mówić już ‘zdolny ale leniwy’. To jest naprawdę passé.
Więcej w następnych postach.




Comments

Popular posts from this blog

CHCENIE SIĘ

Wielkie upodlenie albo katharsis

Czego nauczyła mnie Pina