Dzień dobry! O metodzie "paczki" po raz pierwszy

Wiele osób, które spotykam, pyta mnie: Jak ty to robisz? Jak to jest w ogóle możliwe? To: czyli co? Pięć lat temu odeszłam z korporacji, założyłam jednoosobową firmę i zajęłam się tą samą działalnością, co wcześniej, ale z domu. Chciałam znaleźć więcej czasu na pisanie, mieć więcej wolności. Okazało się, że pracy jest nadal bardzo dużo, ale... I oprócz pracy bardzo dużo mi się udaje. Dwie-trzy książki rocznie. Poezja. Niezliczone wyjazdy na spotkania z młodzieżą. Wydana płyta, namalowane obrazy. Wnuczka. A firma nadal funkcjonuje. Mimo, że jestem sama, a jeszcze pomagam innym, udaje mi się utrzymać (i mój kredyt we franku). Oczywiście dla wielu ludzi to nie żaden sukces i nie po to, o tym piszę, żeby się chwalić. Często jestem w finansowym dołku, mieszkam bardzo skromnie, nie jeżdżę na wypasione wakacje. Ale udaje mi się robić całe mnóstwo rzeczy, które kocham. Przede wszystkim pisać. I - jeszcze - udaje mi się nie zwariować. A ponieważ przez kilka lat udało mi się wypracować filozofię i metody, które na to pozwalają, postanowiłam się nimi podzielić. Bo kiedy ktoś mnie pyta: Jak ty to wszystko robisz, a ja mówię, że stosuję metodę "paczki" czy raczej "paczek", patrzą na mnie dziwnie. Bo tego nie da się opisać od tak, w jednym zdaniu...

PACZKI
Ostatnio to moje słowo-wytrych. Wszystko zaczęło się od tego, że ktoś zapytał mnie: ale jak ty to wytrzymujesz? Jak naraz pracujesz, piszesz książki, zajmujesz się wnuczką, piszesz wiersze, grasz, śpiewasz i coś tam coś tam jeszcze. Układam rzeczy w paczki – powiedziałam. – I po prostu je robię. No i teraz spieszę wyjaśnić na czym polega ta filozofia o idiotycznej nazwie, ale jakże skuteczna. Zresztą, gdyby ktoś miał lepszą nazwę, będę bardzo wdzięczna! 
Wyobraź sobie, że przygotowujesz dla kogoś paczkę na święta. Jak się do tego zabierasz? Może robisz listę, co kupić, może zdobywasz pudełko, papier w renifery… No dobrze – a teraz – jakie jest twoje samopoczucie, gdy pod stołem leży karton, w nim połowa z potrzebnych rzeczy, wiesz, że jak niedługo tego nie wyślesz to nie dojdzie na czas, ale ciągle nie potrafisz się zebrać do kupy i po prostu tego zrobić? Albo: jakie jest twoje samopoczucie, gdy ta paczka leży i się kurzy, a ciągle nie masz czasu jej wysłać? I jeszcze: co gdyby tak leżała, i raz to wrzucisz, raz tamto, bez ładu i składu i może nawet zdążysz i dojdzie przed świętami, ale nawet zapomnisz, co w niej było? 
A teraz inaczej: jak się czujesz, kiedy postanawiasz: dziś wyślę paczkę do taty / cioci / babci. Robisz listę, idziesz kupić potrzebne rzeczy i piękny papier, z troską pakujesz paczkę i od razu ją wysyłasz?
Teoria Paczki a może Teoria Dobrej Paczki opiera się na kilku podstawowych prawdach.

Po pierwsze, to co dokończone nie tylko przynosi owoce, ale poprawia samopoczucie
Codziennie zastanawiam się nie nad tym, co dziś będę robić, tylko co jestem w stanie zrobić i "wysłać" jako zamkniętą całość. Patrzę na dzień jako szansę na zrobienie kilku rzeczy i dzielę dzień na części, a ten podzielony czas poświęcam na te rzeczy i nic innego.
Teraz możecie powiedzieć: w mojej pracy tak się nie da. Trudno coś dokończyć, projekty trwają długo, trudno mieć taką satysfakcję. Albo powie ktoś, że zajmuje się małym dzieckiem i trudno na to tak patrzeć, albo osobą chorą, albo jest taksówkarzem, to co, każdą przewożoną osobę ma traktować jak paczkę? Albo może powie uczeń, że przecież uczyć się można w nieskończoność, to nigdy nie jest ukończone, nie można tego traktować jak paczkę. Tak, może się tak wydawać. Ale zależy jak na to spojrzeć.
Napisanie eseju / umycie naczyń / zrobienie prania i powieszenie / namalowanie obrazu / wysłanie wszystkich zaległych maili. Jasne, to paczki.
Ale co jeśli ten esej to praca doktorska albo powieść?
Co jeśli do sprzątania jest cały dom?
Praca doktorska czy powieść dzieli się na rozdziały / strony / tematy.
Dom na pomieszczenia.
Dzisiaj napiszę dziesięć stron.
Dzisiaj opiszę rolę baśni w kształtowaniu postaw moralnych.
Dzisiaj posprzątam kuchnię.
Wszystko dzieli się na coś. A jeśli nie chce się ładnie dzielić, pozostaje czas, choć radzę paczek czasowych używać w ostateczności. Znacznie lepiej brzmi: Nauczę się układu pokarmowego i wydalniczego. Niż: będę się uczyć przez trzy godziny.
Są oczywiście zawody, które muszą działać zgodnie z czasem. Lekarze, taksówkarze, weterynarze, fryzjerzy… Czyli wszyscy ci, którzy ‘są i czekają na zlecenia’. Oczywiście, trudno, żeby fryzjer zatrudniony np. od 10 do 18 był w stanie swoje życie zawodowe ułożyć w paczki. Natomiast może zarówno każdy taki dzień postrzegać jako wykonaną, dokonaną pracę, jak też może w ten sposób układać inne rzeczy. Ale to nie wcale nie znaczy, że teoria paczek jest głównie dla freelancerów, którzy zarządzają swoim czasem. Pisarzy, redaktorów, tłumaczy... Wcale nie. Świetnie się sprawdza również w korporacji. Świetnie się sprawdza, kiedy musimy się czegoś uczyć. 

Po drugie, paczka to nie żaba.
Jest taka książka "Zjedz tę żabę". Mówi, żeby od rana zabrać się za najtrudniejsze i najważniejsze zadanie. Cała reszta okaże się już łatwa. Hm... Bardzo chwalebne. Ale ja mam takie dni, że taka żaba od razu stanęłaby mi w gardle. I gdybym od razu zaczęła od najtrudniejszego zadania, to pewnie nie zrobiłabym nic. Najważniejsza jest ocena: co jest do zrobienia. I co dam radę zrobić w takim stanie, w jakim jestem danego dnia. Cóż, może inni ludzie zawsze czują się zwarci i gotowi i kreatywni i z umysłem bystrym jak górski strumień. I tak od siódmej rano. Ja nie. Poza tym w filozofii żaby jest założenie, że to trudne i ważne zadanie to coś okropnego. A przecież jeśli jest ważne, to okropne być nie powinno. Jeśli tak jest, gdzieś został popełniony błąd. Ostatnio zawaliłam jeden z terminów. Miałam do napisania opowiadanie na zamówienie, spóźniłam się kilka dni. Zwykle unikam takich sytuacji (o tym później). Byłam przepracowana, a moja kreatywność przez długi czas równa zeru. Wiedziałam, że nie powinnam się do tego zadania zabierać. To tak, jakby ktoś miał trzy złote i chciał przygotować wypasioną paczkę ze słodyczami. Wiedziałam, że to, co napisałabym byłoby czekoladopodobne. Wolałam poczekać na lepszy moment. I dobrze, bo kiedy nadszedł, paczka wyszła naprawdę piękna. 

Po trzecie, jesteś menedżerem własnego przedsiębiorstwa
Tak. Nie widzę siebie jako pojedynczej osoby, a raczej jako pewnego rodzaju przedsiębiorstwo, które raz działa lepiej, raz gorzej. 120% normy, a może 20% normy, bo większość pracowników na chorobowym? Czy jeśli są chorzy to wprowadzamy nową linię produktową? Bierzemy nowe zlecenia? Oczywiście, że nie. Wyobraźmy sobie, że jest to taka wytwórnia prezentów w Laponii: dzieci czekają na te cudownie opakowane prezenty. A tu tylko rózgi niechlujnie zawinięte w papier, których zresztą żaden renifer nie zabierze, bo wyzdychały. 
Zarządzanie własnym przedsiębiorstwem to zarządzanie zasobami (siłami) i czasem. Po to, żeby stworzyć najlepsze paczki. Bo przecież o to nam chodzi. 

Jak to działa w praktyce? 
Codziennie rano kiedy już obudzę się, wypiję kawę, poczytam trochę, wykąpię, ubiorę, zjem, siadam przy stole, biorę kartkę papieru i zastanawiam się, co chcę dzisiaj zrobić. (chcę, a nie muszę - ale o tym będzie osobny post). Najpierw wpisuję ograniczenia czasowe. Na przykład: jest dziewiąta, a muszę skończyć do siedemnastej, bo potem idę na wernisaż. Wrócę np. o dwudziestej pierwszej, czyli potem mam jeszcze dwie godziny. Czyli: mam osiem godzin + jeszcze dwie wieczorem. Potem wypisuję listę rzeczy, które chciałabym zrobić (wraz z oszacowaniem potrzebnego na nie czasu). Bo powinnam (terminy), bo ktoś na nie czeka, bo byłoby zasadne zrobić je dzisiaj. To są zwykle różne rzeczy. Może to wyglądać na przykład tak:
  • Korekta rozdziałów 5-8 (dość pilne) ok 4h
  • Przygotowanie skryptu audio (dość pilne)ok 5h
  • Wybór zdjęć (pilne!) ok 1h
  • Wizyta na poczcie (pilne! bo nie zapłacą!) ok 0,5h
  • Załatwienie sprawy w urzędzie (pilne! j.w.) ok 1h
  • Napisanie opowiadania na zamówienie (?)
  • Korekta przynajmniej części książki 
  • Zakupy / obiad / pranie 1h
  • Odpowiedzi na maile prywatne 1h
Od razu zauważam, że opowiadania dziś pisać nie będę, nie mam do tego głowy. Muszę załatwić sprawy pilne (poczta, urząd, bo nie będzie kasy). Szacuję, że poczta + urząd + zakupy zajmą mi 1,5 h. To jedna paczka. Żeby zjeść o porze odpowiedniej, muszę wyjść o 13. Mam cztery godziny. Zrobię korektę czterech rozdziałów (5-8). Będzie paczka. Potem mam tylko dwie godziny. Zakładam, że zdążę 50 stron książki (zwykle włąsne książki do korekty czy sczytania dzielę na paczki po 50 lub 100 stron). Paczka. Kiedy wrócę odpowiem na maile prywatne (1h, paczka) oraz wybiorę zdjęcia (1h, paczka). A kiedy już to wszystko postanowię, po prostu biorę się do roboty. Proste? Ale jakże skuteczne. Oczywiście, jak widać, nie zrobiłam wszystkiego z listy. To zwykle niemożliwe. Rzeczy niezrobione przenoszone są na listę dnia następnego. Zauważcie, że z dwóch rzeczy dość pilnych wybrałam tę, którą mogłam zmieścić w zamierzonym czasie.
Niektórzy uważają, że w dłuższej perspektywie to na to samo wychodzi. Co za różnica? Przecież można dziś zrobić połowę tego, jutro połowę tamtego. Wyjdzie na to samo. Ale wcale tak jest, a powody są dwa:

Jeden to jedno z pierwszych zdań, które tutaj napisałam: To co dokończone nie tylko przynosi owoce, ale poprawia samopoczucie. Warto, jeśli to możliwe, codziennie coś kończyć. Niech będzie to nawet zrobienie prania. Po drugie, kiedy coś odkładamy i wracamy do tego, marnujemy czas na ponowne wdrożenie się, przypomnienie sobie, co to w ogóle było, czy też, jakie są zasady. To się po prostu nie opłaca. Po trzecie, zwykle wysłanie komuś paczki powoduje, że chociaż tej jednej osobie 'robimy dobrze'. Nigdy nie zadowolimy wszystkich (a jest to złota myśl, jeśli pracujemy z różnymi ludźmi i przy różnych projektach). Ale możemy spróbować zadowolić kogoś. 

Ostatnio ktoś mnie poprosił, żeby komuś 'wysłać chociaż cokolwiek'. Nieistotne, czego to dotyczyło, ale od razu powiedziałam: nie. Nikt nie chce dostać 'cokolwiek'. Każdy chce dostać porządną 'paczkę'. Ze wszystkim w środku. A nie wybrakowaną! Nie wysyłajmy ludziom czegokolwiek, żeby ich 'zapchać'. To niemiłe. Starajmy się dawać najlepsze, co możemy. No dobrze, na dzisiaj wystarczy. Ciąg dalszy nastąpi. Tym razem będzie o zaangażowaniu






Comments

  1. Ja, żeby coś skończyć codziennie, zawsze wybieram coś, co wymaga najmniej pracy i jest szansa, że szybko to skończę. Co kończy się tym, że duże ważne "kobyły" czekają tygodniami, miesiącami, latami...

    ReplyDelete
  2. Och, Ula, wydaje mi się, że jeśli czekają latami, to pewnie wcale nie są takie ważne :-) Ale wiem, o czym mówisz. To są rzeczy duże i niepilne. Muszę o tym więcej napisać... Dobry pomysł. A najpierw się zastanowić...

    ReplyDelete
  3. Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

CHCENIE SIĘ

Wielkie upodlenie albo katharsis

Czego nauczyła mnie Pina