Ile jest cukru w cukrze
Tytuły muszą być intrygujące, bo w ten sposób zdobywamy czytelnika. Ale wpis wcale nie będzie o kulinariach, ani nawet o tym, że ostatnio wszystkiego we wszystkim jest mniej. Na przykład makaron Lubella nagle schudł do 400 gramów, czekolada Wedla do 80, i tak dalej. Downsizing to strategia, polegająca na odchudzaniu produktu, żeby móc zachować jego cenę. Ta strategia ostatnio została ulepszona i nie tylko zmienia się waga, ale i cena, bo Polak potrafi nawet strategie zgniłego Zachodu dopasować do swoich potrzeb. Przynajmniej nie wracamy już do domu z siatami, tylko z siateczkami, a portfelik już nie wypycha nam kieszeni. Ale nie o tym.
Każdy, kto zmaga się z pracą w domu dobrze wie, że często zakładaliśmy,
że zrobimy znacznie więcej, niż finalnie się udało. Zakładałam na przykład, że
skoro przetłumaczenie strony powieści zajmuje mi około pół godziny, to przez
cały dzień roboczy spokojnie przetłumaczę szesnaście stron. I zupełnie nie
rozumiałam, czemu udaje mi się przetłumaczyć dziesięć.
Po kilku dniach poddałam się. Włączyłam ukochane Pomodoro,
żeby odliczać czas. Jeśli ktoś nie wie, to taka metoda, że przez 25 minut się
pracuje, potem jest 5-minutowa przerwa i to wszystko odlicza miły pomidorek w
komputerze. Można też ustawić sobie ten czas inaczej, oczywiście. No i ja przy
pisaniu nigdy tego nie używam, ale przy innych pracach często tak.
Ale – uwaga. Robiłam pauzy za każdym razem, gdy przerywałam
pracę. Ktoś dzwoni – pauza. Puka – pauza. Nagłe siku – pauza. Zimno i trzeba
włączyć farel – pauza. Kawa oczywiście w przerwie, razem z wymagającymi
natychmiastowej odpowiedzi mailami, które przerwę oczywiście wydłużają. Podobnie
jak głód, pusta lodówka, pełna pralka, wizyta pana z administracji, opowieść
dziecka o ostatnim kolokwium i tak dalej. Pauza, pauza, pauza. W moim bulet-notesie
pojawiały się krzyżyki, znaczące naprawdę wykonaną pracę. Znacznie wolniej niż
bym chciała. Smętny hafcik. No bo… No bo po dwóch tygodniach odznaczania, a
więc czasie, który można uznać za miarodajny, okazało się, że pracy w pracy
jest około 60%. Czasem 70%. A czasem niestety zaledwie połowa. No bo…. Mama dzwoniła.
30 minut. Córka, Piotruś, koleżanka i bank. I ten
obiad też jakoś sam się nie chce zrobić. Pralka odmawia samozaładowywania.
Nie będę teraz pisać, w jaki sposób udało mi się to zmienić
(bo się nie udało i nie uda). A nawet nie o tym, że założenia należy dostosować
do rzeczywistości, a nie na odwrót. Ale raczej o tym, że przyniosło mi to
pewnego rodzaju ulgę, wynikającą z rozumienia stanu rzeczy. W końcu jeśli pracy
w pracy jest tylko połowa, to życia w życiu też.
Zdaje się, że dom jako taki ma ogromny talent do downsizingu
pracy, a my, pracujący w tym nieprzychylnym środowisku, tendencję do upsizingu
możliwości. W każdym razie eksperyment uważam za bardzo udany.
Comments
Post a Comment